
List gończy: autoportret zblogowAnej. Exclusive*
Na inaugurację kategorii „Portrety” postanowiłam przedstawić Wam autoportret Any. Jak widzicie, zniknęła – na razie – zakładka „O Anie i jej Świecie”, blogosfera zaś nie przepada za próżnią w tej kwestii. Dlatego pomyślałam, że nie może być lepszego początku nowego Świata zblogowAnego, jak zainicjowanie go pełniejszym obrazem autorki tegoż zakątka. Obrazem w tylko i aż 17 punktach. Powinny być hasłowe, ale… nie byłabym sobą, gdyby były inne niż są :)
Sooo… let’s get ready to rumble! A jaki to będzie rumble, ocenicie sami po lekturze.
-
Imię i nazwisko: Imię: Ania, a nazwisko: panieńskie. Od podstawówki do matury piąte w dzienniku :) Ale OK, dość tej anonimowości: jeśli kogoś bardzo, ale to bardzo mocno interesuje, jak ono brzmi w pełnej krasie, jeśli komuś jest naprawdę niezbędne do szczęścia, jeśli chce się do mnie zwracać po nazwisku, bo po imieniu to wiocha, to… to znajdzie sobie choćby w Wikipedii nazwisko redaktora – nawet chyba naczelnym można go nazwać – „Nowego Pamiętnika Warszawskiego”. Zamiast literki „i” na końcu wstawi „a” i voilà – macie mnie! A raczej: moje nazwisko :) Nikt nie powiedział, że będzie łatwo :) PS: A ja kiedyś sprawdzę, czy jestem z nim jakoś spokrewniona ;)
-
Psuedonim artystyczny? Jest, a jakże! Ana. Jeśli myślicie, że ma związek z moją dietą albo powstał ot tak, mylicie się. Ale nie do końca. Z „dietą” , oczywiście, nie ma nic wspólnego – za bardzo lubię jeść i zbyt mocno kocham czekoladę. Ale powstał w sumie ot tak, na 1. roku studiów i wziął się od jednej takiej popularnej piosenki:
Współlokatorka z pokoju w akademiku usłyszała: „Ana” i tak już to do mnie przylgnęło. Niektórzy dalsi znajomi mieli potem problem, by nazwać mnie z imienia, nie mówiąc już o nazwisku :) A ona tak mi śpiewała, żem ja Ana na dzień dobry, dobry wieczór i dobranoc. I jakby tego było mało, „Hände hoch” jeszcze często dodawała. Trzeciej wersji nie przytoczę :) W każdym razie, mój „pseudonim artystyczny” jest po prostu skrótem od imienia i jego obcojęzyczną (w wielu językach) wymową. Nie dopatrujcie się tu żadnych innych nurtów, zwłaszcza tych proana – za bardzo lubię jeść :)
-
Wiek/data urodzenia: rocznik wystarczy? Piękny i boski ’87. Niestety, rogaty. Ale też piękny i boski. Pani Byk, miło mi :)
-
Jestem… na jednym dyplomie napisali mi, że dziennikarką. Dodali też coś o komunikacji społecznej i edytorstwie tekstów. Drugi dyplom zrobił ze mnie panią politolog. Wyspecjalizowaną w stosunkach… międzynarodowych politycznych i gospodarczych, oczywiście. A życie potoczyło się tak, że… ile mamy czasu? Dużo? A więc życie potoczyło się tak, że w angażu mam specjalistę ds. marketingu. Czy nim… nią jestem? Cóż, miałam być PR-owcem, redaktorką i copywriterką. I jestem. Ale też i może bardziej asystentką. Telefonistką. Biegaczką. Przynieś – zanieś – podaj – pozamiataj – zawołaj – odpisz – skseruj – zapakuj gadżety – zrób kawę. Uroki dzielenia pokoju z panią dyrektor :)
-
Będę… gwiazdą? Tylko jeszcze nie wiem czego i jakiego formatu :)
-
Bywam… w dyskotekach (raczej bywałam, za stara już jestem na to) i na sylwestrach z disco polo. (Zostańcie!)
-
O mnie jest ta piosenka… nie zaśpiewam, nie napiszę tytułu, bo w zależności od nastroju mogłabym ich przytoczyć kilka, ale zalinkuję jedną, która będąc blisko mojego serducha, też dość dużo mówi o mnie:
-
Komentuję czy obserwuję? Jestem raczej uważną obserwatorką. Mało mówię, dużo widzę i słyszę. Za to w sieci daję upust myślom i komentuję. Czasami nie myślę i komentuję :)
-
Kawa czy herbata? Heeerbatyyy! Nie otwierajcie szafki w mojej kuchni – atakują :)
-
Alkohole? Nie odmawiam. W umiarze i w dobrym towarzystwie. Do lustra? Dziękuję, żadna przyjemność.
-
Ona tańczy dla mnie czy show must go on? Dziwny jest ten świat, ale zdecydowanie wolę livin’ on a prayer. Always!
-
Perfekcyjna pani domu czy top model? Perfekcyjna pani domu raz na ruski rok. W pozostałe dni polecam omijać szerokim łukiem. Top model? Gdy używam trzech kosmetyków na krzyż, nie umiem się ubrać i lubię, ale nie umiem chodzić na szpilkach? Pewnie! :P
-
Sztuką życia jest… życie. Przeżycie go według własnych reguł, wypracowanie pełnej niezależności zewnętrznej i harmonii wewnętrznej. To sztuka, której wciąż się uczę.
-
Inspiruje mnie… wiele rzeczy, jeszcze więcej osób, które – mam nadzieję – będziecie poznawać dzięki temu blogowi. A tej jego części – szczególnie.
-
Moje miejsce… jeszcze takiego nie mam, ale za to Olsztyn kocham!
-
Podróż życia… wciąż przede mną. Najchętniej: dookoła świata.
-
Na marginesie… po dzisiejszym obejrzeniu i odsłuchaniu życzeń Michała Szpaka, obiecuję nie narzekać więcej na sąsiada z góry, który umawiając się na dość jednoznaczne rendez-vous z jedną ze swoich dziewczyn, zawsze informował o tym cały blok tym:
(z wampirzycą się umawia czy sam jest wampirem? Czy tylko się „Zmierzchu” naoglądał, jak autor piosenki?)
Naprawdę, współczuję mojej aktualnej współlokatorce, że słyszy nie tylko piosenkę, ale i to, czemu ona zwykle towarzyszy, bo ja gdy tylko słyszę piosenkę, już szukam kija od szczotki, by tłuc w sufit. Ale po wyczynie finalisty X-factora, naprawdę, ta piosenka to oczu miód.. tfu, miód na uszy i dla duszy ;) Naprawdę, nie będę kusić losu, nie będę więcej grzeszyć narzekaniem, bo jeszcze sąsiad z góry zmieni repertuar na mniej znośny!

A na koniec Ana. Lepszą stroną i z lepszych lat :P
* czyli wg dziennikarskiego profesjolektu: publikowany na prawach wyłączności. Żadne wielkie tajemnice, pikantne szczegóły czy takie tam :)