
Krok drugi. O zblogowAnych planach wpis bez większego sensu
Ufff! Witajcie ponownie! Obiecałam krok drugi, więc mimo przeciwności losu i kończenia w poniedziałek tego, co zaczęłam w piątek, krok ten wykonam. Dziś tylko na nim się skupię. Od kolejnego wpisu oczekujcie już więcej merytorycznych treści.
Po wielu bojach i przebojach, dniach ciszy i spokoju online, tygodniach zawieruch i niepokojów offline nadszedł czas długo oczekiwanych, a przede wszystkim odkładanych zmian. W końcu podjętych postanowień i konkretnie powziętych prób ich realizacji. To już kolejne “re”. Po resecie (1) i reanimacji (2) Świata, czyli przygotowaniu go do wciąż jeszcze postępującej rekonstrukcji (3) przyszedł czas na jego pełną reaktywację (4). Ana i jej Świat zblogowAny wracają do świata żywych. Blogujących, znaczy się. Z mocnym postanowieniem poprawy. Ostatecznym. I temu służy ta notka – aby się Ana nie rozmyśliła, nie rozleniwiła i abyście ją w razie potrzeby przywołali do porządku :)
A po co ten wpis…?
Na pewno wielu (wielu… ekhm… cóż, statystyki nie powalają, ale i cóż się dziwić – takich nieobecności blogerom się nie wybacza, po takich przestojach publikę trudno się zbiera) zadałoby to pytanie, udzielając jednocześnie jedynej prawidłowej odpowiedzi: po nic. Bo tak naprawdę ten wpis nie ma większego sensu. Nie dowiecie się niczego ciekawego, odkrywczego, niewiele powie on Wam o autorce bloga. Ale ten wpis ma jeden cel ważny dla autorki właśnie. To motywacja. Potrzebuję zmian, a pierwszą jest powrót do Świata zblogowAnego. Powrót skuteczny. Bo zwyczajnie zasiedziałam się. Przez ostatnie dwa lata niewiele planów udało mi się zrealizować. Przez ostatni rok niemal nie ruszyłam z miejsca – i dosłownie, i w przenośni. Dziś po raz kolejny w świecie niezblogowanym poruszałam temat z serii: “Gdzie widzisz się za x lat?”. Ponad rok temu stworzyłam sobie (baaardzo roboczy) plan dwuletni. Jak się domyślacie, z moim zasiedzeniem trudno będzie o 100% normy. Perspektywa okolic czerwca 2014 roku staje się już więc lekko przerażająca. Bo mam się wtedy znaleźć w określonym punkcie mojego życia, głównie zawodowego. Tymczasem zamiast progresu, jest stagnacja, a nawet regres. Musiałam więc wziąć Was na świadków momentu, gdy mówię sobie: STOP! Jeśli dziś nie ruszysz tyłka, nie znajdziesz się nigdzie. Nie zajdziesz tam, gdzie chcesz, cofniesz się, zabłądzisz. A przecież nie możesz sobie na to pozwolić. STOP!
Bądźcie więc strażnikiem moich planów. Gdy znów się posypią. A gdy będą szły… zgodnie z planem, towarzyszcie mi. Sprowadzajcie na ziemię – wyciągajcie na powierzchnię albo obniżajcie lot, gdy zbyt mocno bujam w obłokach. Daję Wam ku temu dwa (na razie) narzędzia:
oraz, oczywiście, pole do popisu w komentarzach. Liczę na Was! :)
No dobra… ale co nowego?
Po pierwsze, notki będą częściej. Postaram się pisać 2-3 razy w tygodniu. Trzymajcie kciuki!
Po drugie, jeszcze trochę pobawię się w projektantkę. Mody blogowej. Nie przyzwyczajcie się więc do aktualnego wyglądu tego Świata :)
Po trzecie, spostrzegawczy na pewno zauważyli, że pojawiła się nowa zakładka. W dość strategicznym miejscu – jakie nie zaszłyby zmiany, ona już tam pozostanie*. Na razie zwie się “Na Prowincji” i jest efektem rekonstrukcji bloga oraz miejsca, w którym utknęłam. Tak, utknęłam – nazywajmy rzeczy po imieniu. Jakkolwiek nie byłoby tu dobrze ani kiedykolwiek nie byłoby mi tu źle, to jednak nie jest miejsce, w którym chciałam się znaleźć na stałe. Wracając jednak do treści “Na Prowincji”, to będzie to wyzwanie. I dla Was, i dla mnie. Teksty, które się tam pojawią, będą bowiem oparte, owszem, na autentycznym obrazie życia i wydarzeń na prowincji, ale żeby nie było zbyt nudno, będzie w nich często gęsto gościła fikcyja. A nuż się uda i nieco je sfabularyzować? Pażiwiom, uwidzim, jak mawiają Amerykanie ;)
Po czwarte, postawiłam przed sobą kilka celów stricte statystycznych. Żeby je osiągnąć, muszę naprawdę spiąć dupkę. Niewyspanej mi się to nie uda. Niewyspana mogę naskrobać wiele linijek, ale z ilości jakości nie będzie. Dlatego uciekam spać, obiecuję wrócić z czymś ciekawszym (niż ten wpis), a Was zostawiam z niebem. Ot, takim z mojej Prowincji. Bo nawet w moim ukochanym Olsztynie (to też Prowincja! Tylko nieco większa. Przekonam Was o urokach Prowincji – mimo ich wad – zobaczycie!:) niebo ma inny kolor niż na mojej Prowincji. Ot, ze skrajności w skrajność (patrz: punkt “Po trzecie”:).
Po piąte, dobranoc (albo dzień dobry – nieważne, o której czytacie, bylebyście dotrwali do tego zdania;)!
* I widzicie, jaka ja słowna jestem? :) Ale spokojnie, zakładka “Na Prowincji” nie znika – ona tylko ląduje tam, gdzie jej miejsce. W “SZTUCE ŻYCIA“.